Mija?a kolejna noc przymusowej wycieczki po pó?nocno-zachodniej Francji. Plecak dociska? do ziemi, bro? ci??y?a w r?kach. Prze?om dnia i nocy. To czas, którego najbardziej nie lubi?. Po ponad 70km marszu cz?owiek zachowuje si? jak w transie. Porusza si? do przodu, jednak chwilami wy??cza si? na tak d?ugo, ?e wchodzi w faz? snu. Zamykasz oczy, tylko na chwile, a gdy je otwierasz odkrywasz, ?e przeszed?e? jakie? 10 metrów. Jedynie fakt, ?e zawsze jest kto? przed i za Tob? pozwala Ci utrzyma? szyk i nie wpa?? do pobliskiego przydro?nego rowu.
?ni?em chyba znów o domu, który by? setki kilometrów st?d, gdy „to” znowu si? zacz??o. Pierwsza seria z karabinu maszynowego otrze?wi?a mnie w ci?gu u?amku sekundy. Us?ysza?em tylko krzyk i poczu?em r?k? kolegi, który wpycha mnie do rowu. Po kolejnej serii zlokalizowa?em stanowisko przeciwnika. Znajdowa?o si? na wzgórzu przy wiosce, jakie? 600 metrów od drogi. Dru?yna b?d?ca na szpicy odpowiedzia?a ogniem. Obok mnie radiooperator nadawa? meldunek do dowódcy kompanii o kontakcie ogniowym. Dwóch naszych dosta?o. W ciemno?ci widzia?em tylko niewyra?ne zarysy sylwetek. Kto? próbowa? wyci?gn?? rannych ze strefy ostrza?u. Dowódca plutonu wykrzykiwa? kolejne rozkazy. Nasza dru?yna dosta?a zadanie oskrzydlenia pozycji przeciwnika. Pad?o na nas. Trudno. Strza?y zacz??y pada? równie? od strony farmy. Wszystko mocno przyspieszy?o. Uderzenie adrenaliny by?o tak wielkie, ?e wszystko pami?tam tak, jakby kto? robi? przed moimi oczami projekcj? slajdów. Przebijanie si? przez pole kukurydzy, kolejne li?cie uderzaj?ce w moj? twarz. Skok przez drog?, bieg w stron? nasypu przy lesie. Czo?ganie si? pod drutami oddzielaj?cymi kolejne ??ki. Sp?oszone konie biegaj?ce bez ?adu przed naszymi lufami. Byli?my ju? ca?kiem blisko. Zosta? do pokonania jeszcze jedne niewielkie pastwisko i powinni?my wyj?? na ich ty?. Powoli zaczyna?o ?wita?. Musimy si? pospieszy?. Je?li zobacz? nas na ?rodku otwartego pola to b?dzie ostatnia rzecz, jak? zrobi? w swoim ?yciu. Kto? mi kiedy? powiedzia? o ?o?nierskim szcz??ciu. Tego dnia zabrak?o nam go. Dowódca dru?yny w czasie biegu wpad? do rowu z mu?em. Kiedy próbowali?my go wyszarpa? us?yszeli?my krzyk od strony wzgórza. Wiedzia?em co to znaczy. Wyprzedzili?my przeciwnika otwieraj?c ogie?, ta instynktowna reakcja chyba nas uratowa?a. Ka?dy nasz strza? nie mia? wiele wspólnego z celno?ci?, ale pozwoli? nam na wycofanie si? ponownie za nasyp. Szybkie sprawdzenie czy nikt nie dosta?, odliczanie, czy wszyscy s? na miejscu, kontrola broni i amunicji, nieko?cz?ce si? serie przekle?stw. Nie wiem ile siedzieli?my za tym nasypem. Mo?e by?o to 5 minut. Mo?e pó? godziny. Strza?y w pewnym momencie umilk?y. Nasta?a ta sama cisza, która pami?ta?em na pocz?tku. Z tego co zrozumia?em, reszta plutonu ma do??czy? do nas i obserwowa? przedpole. Wiedzia?em, ?e w ci?gu najbli?szych 24h znajd? si? na uliczkach tego miasteczka i dopiero wtedy b?dzie ciekawie.
Kolejne dwa dni wygl?da?y bardzo podobnie. Przeciwnik próbowa? opó?nia? nasze dzia?anie wycofuj?c si? na kolejne rubie?e. Jednak ten poranek mia? by? inny. Czeka?o nas decyduj?ce starcie. 2 kompanie wzmocnione plutonem wsparcia sk?adaj?cym si? z 120mm mo?dzierzy i strzelców wyborowych mia?y zdoby? miasteczko Guitte. Szósta kompania, w której znajdowa? si? mój pluton, mia?a za zadanie zaatakowa? jako pierwsza jego po?udniowo wschodni? cz??? co odci?gn??oby uwag? przeciwnika i pozwoli?oby pozosta?ym si?om na zdobycie centrum. Plan wydawa? si? dobry.
Ostatnie sprawdzenie sprz?tu. Prze?adowanie broni, chwila na g??bszy oddech. By?em gotowy. Z naszej pozycji na wzgórzu prowadzili?my obserwacje ju? od godziny. Zabudowania znajduj?ce si? w dolinie wydawa?y si? opuszczone. Minuty wyd?u?a?y si?, a napi?cie ros?o. Czekali?my na rozkaz dowódcy. Kiedy wreszcie zacznie si? ten szturm ? Przecie? zaraz zacznie ?wita?. Co chwile nerwowo zerka?em na zegarek. Nie by?em jednak jedyn? osob? zachowuj?c? si? w ten sposób. Wreszcie sta?o si?. Dowódca dru?yny da? nam znak. Ruszamy. Zawsze mnie to zadziwia. Jak w ci?gu kilku sekund zmienia si? sytuacja, w której znajduje si? cz?owiek na polu walki. Chaos, który zaczyna si? po tym jak padn? pierwsze strza?y. Docierali?my do pierwszych zabudowa? kiedy je us?ysza?em. Dobiega?y z lewej strony. Szczerze mówi?c nie wiem kto zacz??. Czy byli?my to my, czy oni. Teraz nie mia?o to ju? wi?kszego znaczenia. Miasto na nowo si? rozbudzi?o. Komendy miesza?y si? z kolejnymi seriami. Rozb?yski z luf u?atwia?y zorientowanie si?, gdzie znajduje si? przeciwnik. Opar?em si? o ?cian? budynku i kl?cz?c prowadzi?em ogie? wzd?u? ulicy. ?uski odbija?y si? od parapetu i upada?y na kamienny podjazd. Kolejny rozkaz. Nasza sekcja idzie do przodu, druga os?ania. Przebiegli?my przez drog?. Schowa?em si? za s?upem od ogrodzenia. W?ski.. za w?ski. Teraz nasza kolej by os?oni? ch?opaków. Druga sekcja przebieg?a jakie? 200 metrów i roz?o?y?a si? przy ?ywop?ocie nieopodal skrzy?owania. Czekamy na pierwsz? dru?yn?. Powinni zabezpieczy? je od prawej strony. Wci?? ich nie ma. D?wi?k wystrza?ów zamieni? si? w jeden ci?g?y huk- to bratnia kompania stara si? wywalczy? drog? do centrum. W oddali widz? jak ma?e kszta?ty przesuwaj? si? na tle szarych uliczek i czerwonej ceg?y budynków. Pod nasz? pozycje podbiega dowódca plutonu z radiooperatorem. Krzyczy co? do naszego dowódcy dru?yny i wskazuje jaki? punkt na mapie. Czuje, ?e to nie „Pierwsza” pope?ni?a b??d tylko my. Os?aniamy drug? sekcje ?eby mog?a do nas do??czy?. Biegniemy wzd?u? drogi. Ta prawid?owa powinna by? równoleg?a do naszej. Mijamy zabezpieczone przez pluton odwodowy budynki, ?o?nierzy le??cy na trawnikach i kryj?cych si? za samochodami. Medyk opatruje rannego opartego o jak?? ozdobn? fontann? w ogrodzie. Kojarz? go. Wczoraj rozmawia?em z nim.
Chyba jeste?my na miejscu. Czekaj? na nas. Pewnie byli tak samo zdziwieni jak my. Chowam si? za za?omem na jakim? podwórku. W tle s?ycha? jakie? wybuchy. Granaty ? Mo?e mo?dzierze ? Do??cza do mnie reszta sekcji. Przechodzimy przez podwórko mijaj?c jakie? po?amane krzes?a i stare sto?y. Znowu trzeba si? wychyli? i zobaczy? czy kto? znajduje si? w dalszej cz??ci ulicy. Czysto. „Pierwsza” porusza si? po lewej stronie drogi, my ci?gniemy wzd?u? budynków po prawej. Kto? krzyczy „kontakt!”. Karabin maszynowy z przodu. Dobiegam do ceglanego muru okalaj?cego ma?? kawiarnie. Reszta ch?opaków rozci?ga si? wzd?u? niego. Niski. Wszyscy wstajemy i zaczynamy prowadzi? ogie?. Przeciwnik nie ma ju? ochoty si? wychyli?, a s?siednia dru?yna mo?e ruszy? kilka metrów do przodu. Kto? otwiera okno wychodz?ce na ulice w budynku po przeciwleg?ej stronie. Odruchowo nakierowuje tam bro?. Dwie kobiety w szlafrokach machaj? w nasz? stron? i krzycz? co? po francusku. Dobrze, ?e nie nacisn??em spustu. Nasz dowódca dru?yny stara si? co? im wyt?umaczy?. Czasami mam wra?enie, ?e tylko ja nie znam tego j?zyka…
Skrzy?owanie zabezpieczone, kontynuujemy szturm. Co raz wi?cej ludzi pojawia si? w oknach, drzwiach swoim domów a nawet na ulicach. Patrz? na nas jak na widowisko. Mijamy budynek poczty. Nagle widz? ich. Chyba po raz pierwszy z tak bliska. Przebiegaj? przez drog?. Dos?ownie 100 metrów przede mn?. Strzelam- jedna seria, druga seria, suchy trzask. Koniec amunicji! Chowam si? za ?cian?. Zmieniam magazynek. Trafi?em ? Chyba tak… Sam nie wiem. Teraz to nie jest wa?ne. Wychylam si? znowu i zatyka mnie. Na ?rodek ulicy wje?d?a wóz opancerzony i staje bokiem do nas. Pomi?dzy ko?ami wida? buty stoj?cych za nim piechoci?ców. Wie?a obraca si? w naszym kierunku. Granat ! Chyba ka?dy wykrzykuje w tym momencie to s?owo. Wyszarpuje swój z ?adownicy, wyci?gam zawleczk? i rzucam przed siebie. Upad? chyba za bardzo na lewo. Kilka eksplozji miesza si? z hukiem wystrza?ów z ci??kiego karabinu maszynowego zamontowanego na wozie. Znów zabrak?o nam ?o?nierskiego szcz??cia…
Historia ta nie jest wycinkiem z pami?tnika ?o?nierza, który w 1944 roku wyl?dowa? na pla?y w pó?nocnej Francji. Nie jest to nawet historia, która zosta?a osadzona w tym okresie. Opowiadanie to dotyczy sytuacji, która wydarzy?a si? par? tygodni temu. Co wi?cej. By?em jej naocznym ?wiadkiem, a zarazem uczestnikiem. Wi?kszo?? z nas pomy?li- bzdura. Istniej? przecie? o?rodki do walki w terenie zurbanizowanym. Nawet odwzorowuj?ce du?e kompleksy miejskie, z wielopi?trowymi budynkami, ulicami, porozstawianymi wrakami samochodów. Na czas ?wicze? istnieje zawsze grupa podgrywaj?ca przeciwnika jak i ludno?? cywiln?. Istniej? równie? poligony wystarczaj?co du?e, by wykonywa? na ich terenie wielodniowe marsze na które sk?adaj? si? dziesi?tki przechodzonych przez ?o?nierzy kilometrów. Wprowadzenie w sytuacje taktyczn?, u?ycie sprz?tu ci??kiego, pozoracji w postaci petard hukowych imituj?cych dzia?aniem i kszta?tem granat, ?lepej (we Francji nazywanej bia?? z racji koloru znajduj?cego si? na jej czubku) amunicji, sugestywna gra osób podgrywaj?cych cywilów i stron? przeciwn?, ?wietnie odwzorowany teren – wszystkie te elementy wp?ywaj? na urealnienie szkolenia, co przek?ada si? bezpo?rednio na jego jako??.
Wyobra?my sobie jednak inn? sytuacje. Sytuacje, w której nie ma aktorów. Teren nie jest równie? ograniczony przez poligon, b?d? sztuczne za?o?enia. Wszystko dzieje si? w rzeczywistym ?wiecie. Wioski, miasta, wszystkie zabudowania s? prawdziwe. Ich mieszka?cy równie?. ?wiat ?yje swoim w?asnym ?yciem. Normalne jest, ?e przechodz?c przez pole spotkamy zwierz?ta. W ?rodku nocy zobaczymy ?wiat?a na drodze. Nie wiemy czy jest to przeciwnik poruszaj?cy si? wozem opancerzonym czy tylko i wy??cznie samochód ci??arowy. Pole walki, które wcale nas nie ogranicza. Mo?emy schowa? si? za realn? przeszkod?. Prawdziwym murem okalaj?cym czyj? dom, przyj?? postaw? strzeleck? le??c w czyim? ogrodzie. Mo?emy robi? dos?ownie wszystko (oczywi?cie w granicach rozs?dku- nie niszcz?c czyjej? w?asno?ci.) Jak wielkie otwiera nam to perspektywy. Jak wiele rzeczy mo?na prze?wiczy?, sprawdzi?. Zaplanowa? rozbudowane ?wiczenia. Brzmi jak wymarzony sen taktyka ? Jako jeden z trzech podchor??ych oddelegowanych przez WSOWL na mi?dzynarodowy semestr w L’Ecole Spéciale Militaire de Saint-Cyr mia?em mo?liwo?? uczestniczy? w tym ?nie.
… Obie strony przerwa?y ogie?. Do naszego dowódcy plutonu podszed? rozjemca w stopniu kapitana. Wyja?ni? co? w kilku s?owach. Przez ten czas wóz opancerzony cofn?? si? w boczn? uliczk?, z której wcze?niej wyjecha?. Szybka zbiórka. Okazuje si?, ?e „przegrali?my”. Z?y manewr i zbyt wolno podj?ta decyzja. Kadet, odgrywaj?cy role dowódcy plutonu omawia sytuacje taktyczn? na mapie. Mamy wykona? drugie podej?cie. Tym razem uwzgl?dniaj?c uwagi rozjemcy i stawiaj?c nacisk na wi?ksz? koordynacje ze skrzyd?owymi plutonami. Ca?y plan zosta? rozrysowany na chodniku przy u?yciu kredy. Dowódca obja?nia kolejne etapy walki i umiejscowienie poszczególnych pododdzia?ów w terenie. Stawia rozkaz bojowy i wymienia zadania poszczególnych dru?yn. Zobaczymy jak wyjdzie to w przys?owiowym „praniu”. Wszyscy podchodz? do tego ambicjonalnie, mimo zm?czenia pot?gowanego przez wielodniowy wysi?ek. W ko?cu „walczymy” z prawdziwym Regimentem Marines. Trzeba pokaza? si? z jak najlepszej strony. Ponowne rozstawienie si? na pozycjach wyj?ciowych. Chwila na do?adowanie magazynków, sprawdzenie oporz?dzenia. Zaczynamy..
W Armii Francuskiej ten sen spe?nia si? w realnym ?wiecie. Pocz?tkowo gdy jeden z kadetów pokaza? mi map? z na?o?on? foli?, na której wrysowano plan dzia?ania, nie mog?em uwierzy? w to co widz?. My?la?em nawet, ?e jest to po prostu fikcyjne za?o?enie do ?wicze?. Jest to przecie? bardzo popularne we wszystkich krajach. Rejon odpowiedzialno?ci naszej kompanii przebiega? przez wioski, zahacza? o gospodarstwa rolne, cmentarze, pola uprawne. W pó?nocnej cz??ci symbole oznaczaj?ce przemieszczenie zbiega?y si? na wysoko?ci najwi?kszej miejscowo?ci w promieniu 40 km. Po kolei t?umaczy? mi poszczególne etapy naszego dzia?ania, zadania które otrzymali?my. Wskazywa? kolejne linie koordynacyjne i czasy ich przekroczenia. Na oleacie wrysowano równie? prawdopodobne stanowiska przeciwnika i jego orientacyjn? si??. Równie? tutaj spotka?o mnie kolejne zaskoczenie. Symbole oznacza?y piechot? zmotoryzowan?. Ko?owe transportery opancerzone poruszaj?ce si? po wioskach, pastwiskach ? Strzelaj?ce ?lep? amunicj? 12,7mm w terenie zabudowanym ? Wykracza?o to mocno poza ramy mojej wyobra?ni.. a jednak.
… moim celem by?a kamienica oddalona o oko?o 100 metrów. Musia?em si? tam dosta? jak najszybciej. Najwa?niejszy w tym momencie jest czas. Je?li VAB znów wjedzie na ulic?, a my b?dziemy w trakcie przemieszczenia, sytuacja si? powtórzy. Dwie ulice dalej toczy?y si? ju? walki. Wida? pozosta?e plutony wznowi?y równie? dzia?anie. Ca?a dru?yna poderwa?a si? z wcze?niej zaj?tej pozycji. W trakcie biegu obra?em sobie ju? swój cel, 3 metalowe kub?y na ?mieci przy wje?dzie na podwórko. Ochrona to ?adna, ale przynajmniej nie b?dzie mnie wida?. Dobieg?em do swojej pozycji, szybkim ruchem rozpi??em klamry w swoim plecaku i rzuci?em go przed siebie tworz?c z niego podpórk?. Przyj??em pozycje le??c?, ustabilizowa?em FAMASa na moim prowizorycznym podparciu i czeka?em. Mia?em bardzo dobry wgl?d w teren znajduj?cy si? przed nami. Koniec ulicy wychodzi? na g?ówny plac miasteczka z ko?cio?em po?o?onym w jego centrum. Po jego prawej stronie znajdowa? si? ma?y skwer z niewielkim ?ywop?otem i okalaj?cym ca?o?? kamiennym murkiem. ?wietne miejsce do ukrycia, z pewno?ci? lepsze od mojego. Od strony podwórka us?ysza?em d?ug? seri? z WKMu, a nast?pnie dwa nast?puj?ce po sobie wybuchy. Pewnie s?siedni pluton zaj?? si? VABem. Sytuacja zaczyna rozwija? si? w dobrym kierunku, zaczynamy przejmowa? inicjatyw?. Druga dru?yna podchodzi pod wylot ulicy. Trzecia dru?yna zabezpieczy?a przeciwleg?? cz???. Dowódca plutonu próbuje nawi?za? przez radiostacje ??czno?? z s?siednim pododdzia?em w celu zgrania manewru. Plac nale?y opanowa? jak najwi?ksz? ilo?ci? ludzi w jak najkrótszym czasie. Chyba si? uda?o. Wykrzykuje par? krótkich komend po francusku. Obie dru?yny jednocze?nie próbuj? wej?? na plac rozwijaj?c si? wzd?u? jego ?cian. Wykraka?em. Od strony skweru przeciwnik otwiera zmasowany ogie?. Nasza dru?yna odpowiedzialna za zabezpieczenia odpowiada. Prowadz?cy „trójki” dostaje. Rozjemca klepie go w ramie co oznacza trafienie. Ogie? otwieraj? równie? dru?yny zabezpieczaj?ce z pozosta?ych plutonów. Przeciwnik zostaje przyci?ni?ty do ziemi. Zmieniam magazynek. Ostatni. Zastanawiam si? czy mam gdzie? luzem amunicje- chyba nie. Dru?yny, które wtargn??y na plac równie? zaczynaj? strzela?, skracaj?c dystans do przeciwnika. Od strony ko?cio?a widz? podchodz?c? grup? ?o?nierzy- to pluton z 5’?tej kompanii. Pier?cie? wokó? przeciwnika zostaje zamkni?ty. Przestaje si? przejmowa? tym, ?e zosta?o mi tylko par? sztuk amunicji. Widz? rozjemc?, który podchodzi spokojnym krokiem pod skwer i wskazuje r?k? na ?o?nierzy za murem. Wyeliminowali?my ostatni punkt oporu przeciwnika. Poszczególne dru?yny zajmuj? stanowiska by stworzy? system obrony okr??nej. To koniec..
Po zako?czeniu ?wicze? wszyscy ?o?nierze zebrali si? na g?ównym placu. Kadeci, jak równie? „przeciwnik” z Regimentu. Wspólnymi si?ami przeczesano ca?e miasteczko w celu zebrania wszystkich ?usek, elementów pozoracji, poustawianiu przedmiotów, które w czasie dzia?a? zosta?y przesuni?te b?d? przewrócone. Po wykonaniu tych czynno?ci zarz?dzon? przerw? obiadow? w pobliskim parku. By? to równie? czas przeznaczony na poprawienie swoje wygl?du, oczyszczenie twarzy z farb maskuj?cych, wypastowanie butów, zamian? he?mów na berety. ?wiczenie zako?czy?o si? cz??ci? oficjaln? sk?adaj?c? si? na parad? na centralnym placu oraz z?o?eniem podzi?kowa? merowi miasta. Uroczysto?ci tej towarzyszy? ?piew pie?ni wojskowych, liczne zdj?cia z ludno?ci? cywiln?. Po raz kolejny by?em zaskoczony. Ci??ko mi wyobrazi? sobie sytuacje, w której ktokolwiek zgodzi?by si? (z w?adz samorz?dowych jak i samej ludno?ci zamieszkuj?cej dany rejon) w Polsce na tego typu ?wiczenia. W szczególno?ci na fakt, ?e kto? b?dzie o 6 nad ranem w weekend strzela? pod moim oknem. Tutaj ludzie cieszyli si? z obecno?ci wojska. Pozytywne reakcje pojawia?y si? nie tylko w tej miejscowo?ci, ale równie? w wielu pomniejszych, które znajdowa?y si? na drodze naszego dzia?ania w ci?gu 5’ciu dni poligonu. Na zako?czenie warto sobie zada? pytanie, czy istnia?aby mo?liwo?? wprowadzenia tego typu ?wicze? w naszym kraju. Wymaga?oby to wiele wysi?ku, zmian prawnych jak i mentalnych (spo?ecze?stwa jak i równie? decydentów wojskowych). Póki co, mo?emy pozostawi? to tylko i wy??cznie w sferze marze?. W najbli?szym czasie pewnie nie spotkamy Rosomaka stoj?cego pod drzwiami naszego domu.
PS. Chcia?bym podzi?kowa? kadetom z 1’ego plutonu z 6’tej kompanii za bardzo ciekawe 5 dni w polu. A w szczególno?ci Kevinowi za ci??k? prace t?umacza i zdj?cia do artyku?u.
?ród?o: www.blog.gunfire.pl