Dlaczego to robimy? cz. 1
Piotr "Wroobel" Wróblewski
Sobota, 5:30. O tej porze d?wi?k budzika jest nadzwyczajnie g?o?ny i irytuj?cy. Pierwsza my?l po przebudzeniu? r Mo?e jednak nie jad?. Powiem, ?e samochód mi si? zepsu?r1;. Chwila le?enia w ?ó?ku i ju? wiem, ?e jednak tak nie zrobi?r30;

Wstaj?, poranna toaleta, ?niadanie i zaczynam pakowa? graty do samochodu. Jak zwykle baga?nik Corsy nie chce si? domkn??. Na dworze jest jakie? -20 stopni. I jeszcze ten cholerny wiatr. Mimo dziwacznego spojrzenia s?siada, wsiadam w samochód i ruszam na miejsce zbiórki.

O 6:30 powinni?my wyruszy? ju? na patrol. Oczywi?cie kto? si? spó?nia. W takich warunkach pogodowych mo?na to jednak wybaczy?. Nie jeste?my te? zaskoczeni faktem, ?e na zbiórce pojawia si? tylko 5 z zadeklarowanych 8 osób. Kto normalny chce w sobot?, zamiast spa? do pó?na, biega? po lesie z 20kg plecakiem, do tego w takim mrozie.
Zbiórka to fajna rzecz, zw?aszcza zim?. Zaspane twarze, czerwone od zimna policzki i lec?ca z ust para. Wida?, ?e ludziom potrzeba dobrej godziny marszu, ?eby doszli do siebie. Zak?adamy sprz?t, kamizelki, szelki, plecaki. Nikt tego nie mówi, ale wszyscy wiemy, ?e ?wie?o za?o?ony sprz?t ci??y najbardziej. Na szcz??cie po kilkunastu minutach patrolu, ka?dy oswaja si? wag? swojego szpeju.

Wyruszamy na wschód, przed nami pi?kny widok wschodz?cego s?o?ca oraz oszronionych drzew i ??k. Formujemy szyk patrolowy. I w tej chwili ciesz? si?, ?e jest tylko 5 najwytrwalszych osób. Nikomu nie trzeba t?umaczy? jak wygl?da rcygaror1; i ?e w takim szyku powinni?my porusza? si? id?c drog?. Po przej?ciu pierwszych 2-3 km ludzie zaczynaj? si? budzi?. Mimo, ?e mróz niemi?osiernie szczypie w uszy to morale jest na wysokim poziomie. Nikt jeszcze na nic nie narzeka, nikt nie chce do domu. Czasem kto? rzuci jakim? g?upim i niesmacznym ?artem. Jest dobrze.
Mijaj? kolejne godziny. Poza nielicznymi zmianami formacji nie dzieje si? nic. Zaczyna doskwiera? monotonia i znudzenie, czyli co?, co jest powodem pora?ek wi?kszo?ci patroli. Ludzie przestaj? trzyma? kierunki, nie przyk?adaj? si?. Do tego zaczynaj? narzeka?. Pierwsze, co zaczyna uprzykrza? nam ?ycie to zmarzni?ta ziemia. Twarde grudy sprawiaj?, ?e ka?dy krok mo?e sko?czy? si? skr?ceniem kostki. Podnosz? lew? d?o? i palcem wskazuj?cym skierowanym w gór? zaczynam zatacza? kr?gi. Obrona okr??na. Natychmiast wszyscy le?? w kole, trzymaj?c swoje kierunki. Podejmujemy decyzje o d?u?szym postoju. Na godzinie drugiej wida? zag??bienie terenu z jednej strony otoczone krzakami. Idealne miejsce na ów postój. Ruszamy. Perspektywa odpoczynku przywraca wszystkim si?y. Po kilkunastu minutach jeste?my na miejscu. Pi?tna?cie minut dla siebie. W takich chwilach cz?owiek docenia najbardziej prozaiczne rzeczy, jak chocia?by gor?ca herbata i kanapka.

Planujemy dalsz? cze?? patrolu. Mamy za sob? jakie? 5-6km. Postanowienia s? takie, ?e przejdziemy jeszcze 6 km, do najbli?szego mostu, przeprawimy si? na pó?nocn? stron? rzeki, a nast?pnie brzegiem udamy si? w kierunku miejscowo?ci, z której wyruszali?my. W po?owie drogi powrotnej ma by? most, który umo?liwi nam powrót na rnasz?r1; stron? rzeki. Brzmi logicznie i wykonalne.
Wstajemy wi?c, zak?adamy na siebie wszystko z nieco mniejszym entuzjazmem. Jak ci??ko jest wsta? i ruszy? dalej po takim odpoczynku, wie tylko ten, kto sam tego do?wiadczy?. Przemierzamy kolejne kilometry. Jest troch? ciekawiej ni? ostatnio, kilka procedur pokonywania dróg. Nawet trafi? si? rowerzysta, którego obecno?? ka?dy przeklina?, le??c na glebie, czuj?c zimny ?nieg przy twarzy.
Przekroczyli?my most i chyba w tym momencie sko?czy?a si? sielanka. Uformowana kolumna porusza?a si? bardzo wolno brzegiem rzeki. Tempo marszu ogranicza? koszmarnie trudny teren. Po kilkudziesi?ciu minutach patrolowania ??ki zacz??y si? zamarzni?te bagna. Do tego suche ?odygi trzcin si?gaj?ce czasem powy?ej g?owy. Zdecydowali?my si? mimo wszystko brn?? w ten trudny teren, ze wzgl?du na most, który mia? zapewni? nam drog? powrotn?.
Po kilku godzinach marszu po tym morderczym gruncie nast?pi? kryzys. Cisza, powaga i ciche narzekanie. Sko?czy?a si? gor?ca herbata, sko?czy?o si? ?arcie, ko?czy?y si? powoli si?y. Mróz robi? si? coraz silniejszy. Nadchodzi wtedy chwila, kiedy cz?owiek zastanawia si? po choler? tu jest. Zaczyna gdyba?. Móg?by przecie? teraz le?e? w domu, ogl?da? TV i drapa? si? po ty?ku. Si? dodawa?a jedynie perspektywa mostu, po którego przekroczeniu do domu mieliby?my mie? ju? tylko kilka kilometrów.

Przerwa. Wed?ug mapy most powinien znajdowa? si? jakie? pó? kilometra przed nami, za nast?pnym zakolem rzeki. Niepokój zacz?? si?, kiedy po przej?ciu dobrych 3 kilometrów nie zobaczyli?my nawet namiastki mostu. Zapada? zmrok, mostu nie by?o, przepraw? przez rzek? wyklucza?a temperatura, a id?c dalej z wzd?u? rzeki zacz?liby?my si? oddala? od punktu docelowego. Zacz??y si? nerwyr30;
- Gdzie jest kurwa ten Twój most?! Co?!
- Jeste? taki cwany to masz te jeban? map?!
Przekle?stwa, pretensje to normalne elementy drugiego etapu kryzysu. Po wyrzuceniu z siebie ca?ego syfu podj?li?my racjonaln? decyzj?, ?e dojdziemy do tamy na rzece i chyba tam uda nam si? przeprawi?. Pomys? by?, jak si? pó?niej okaza?o s?uszny, ale do samej tamy mieli?my dobrych par? kilometrów, a po jej przekroczeniu ponad 10 do rdomur1;.
Chyba w tym miejscu zabawa i fun sko?czy?y si? ostatecznie. Zapad?a cisza, ale widzia?em, ?e ka?dy chcia? by? ju? w domu. Szed?em jako 3 w kolumnie, przed sob? mia?em 2 osoby, widzia?em jak z ka?dym kilometrem zwalniaj?, potykaj? si? coraz cz??ciej. Widzia?em jak ich sylwetki zacieraj? si? wraz z zapadaj?cym zmrokiem, jak ?wiat?o ksi??yca o?wietla ich i sprawia, ?e widz? przed sob? tylko dwa cholernie zm?czone cienie. Je?eli teraz dosz?oby do kontaktu z wrogiem, prawdopodobnie oddaliby?my si? dobrowolnie w jego r?ce.
Przekroczyli?my tam?. I wtedy chyba niektórzy u?wiadomili sobie, ?e nie ma si? tak naprawd? z czego cieszy?, bo przed nami jeszcze dobre 10 km marszu. Noc sprawia?a, ?e potkni?cia by?y coraz cz?stsze, sam w pewnym momencie poczu?em jak but wpada w jak?? dziur?, a moja kostka nieprzyjemnie si? wygina. Jakby bólu kostki by?o ma?o zacz??y ?apa? mnie skurcze, delikatne, aczkolwiek irytuj?ce mocno.

Uda?o nam si? w ciszy i zm?czeniu dobrn?? do miejscowo?ci docelowej. Kiedy na horyzoncie by?o ju? wida? ?wiat?a ulicznych lamp, poczu?em (tak samo jak reszta ch?opaków) cholern? rado?? i poczucie dobrze wykonanego zadania. Mimo skurczy mi??ni ud, bólu kostki, zm?czonych od szelek i plecaka ramion oraz g?odu i wycieczenia czu?em rado??. Nie zrozumie tego nikt, kto sam tego nie prze?y?.
Kto? zapyta, po co ten wpis? Wpis jest dla tych, którzy nie widz? dlaczego to robimy? Dlaczego uwa?amy, ?e sam airsoft to za ma?o. W kolejnym wpisie postaram si? przedstawi? t? kwestie ju? mniej obrazowo.

Jacek |